Polska prymusem zmian klimatycznych, a nie trucicielem

W kontekście zakończonego w zeszłym tygodniu Szczytu Klimatycznego w Warszawie (11-22 listopada 2013), krytyki zagranicznych mediów oraz pikiet, warto zaznaczyć, że wbrew temu, co się potocznie sądzi o Polsce w kontekście emisji CO2, zrobiła ona największy w Europie postęp w ograniczaniu zanieczyszczeń.

Nagonka, której adresatem w ostatnim czasie była Polska, ze strony przedstawicieli krajów rozwiniętych, wpływowych gazet takich jak niemiecka Frankfurter Allgemeine Zeitung, brytyjska Financial Times oraz ekologów, których demonstracja odbyła się w ostatnią sobotę 16 listopada, wspierana przez grupę Zielonych Parlamentu Europejskiego, skłania do przedstawienia sprawy emisji w rzetelny sposób.

Po zaakceptowaniu przez Polskę paktu klimatycznego w Brukseli w 2008 roku, który z kolei ma za zadanie wypełnić zobowiązania Protokołu z Kioto, nasz kraj z powodów politycznych stał się obiektem ataków z różnych stron. Umowa ta obliguje państwa uprzemysłowione do ograniczenia emisji gazów cieplarnianych o co najmniej 5% w latach 2008-2012 w stosunku do poziomu z 1990 r. Przed upływem tego terminu zdecydowano jednak o zmianie roku bazowego z 1990 na 2005 rok. Po tej decyzji Polska formalnie wypada blado z redukcją emisji, co stało się przyczyną dla której Komisja Europejska uruchomiła postępowanie o ukaranie naszego kraju za niewywiązanie się z wdrożenia kilku dyrektyw składających się na prawo ochrony klimatu Unii Europejskiej, głównie tzw. pakietu klimatyczno-energetycznego. Sprawa dotyczy zwłaszcza drugiej dyrektywy w sprawie handlu uprawnieniami do emisji (2009/28/WE) oraz dyrektywy w sprawie emisji przemysłowych (2010/75/ UE).

Zwróciła na to ostatnio uwagę Organizacja ekologiczna Client Earth przygotowała w swoim raporcie pt. „Implementacja prawa klimatyczno-energetycznego UE w Polsce”.

Sytuacja nabiera nieco innego wydźwięku, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, iż w latach 1989-2007 roku elektrownie w Polsce poczyniły bardzo kosztowne inwestycje, które pozwoliły na obniżenie zanieczyszczeń o 30% w porównaniu z rokiem 1990. Zatem postęp, jaki poczyniliśmy w tym zakresie jest zdecydowanie większy niż pozostałych krajów UE. Podczas, gdy Polska odbierana jest jako duży truciciel i kraj blokujący proces ograniczania emisji CO2, czego dobitnie dowodzili aktywiści z Greenpeace na budynku Ministerstwa Gospodarki w poniedziałek 18 listopada, warto przytoczyć fakty, które przemawiają do wyobraźni:

1) Unia Europejska odpowiedzialna jest za ok. 11% globalnych emisji, z czego Polska – tylko 1%
2) Największym emitentem dwutlenku węgla w UE w 2011 roku były Niemcy (ok. 900 mln ton CO2), następnie Wielka Brytania (prawie 600 mln ton), potem Włochy i Francja (po ok. 500 mln) i wreszcie Polska (ok. 400 mln ton).
3) udział energii odnawialnej w naszym kraju wzrósł w latach 2008-2012 z 1% do 12%
4) po 1989 roku Hiszpania i Portugalia zwiększyły emisję o ponad 15%
5) Niemcy i Wielka Brytania zwiększyły emisję CO2 w 2012 roku, podczas gdy w Polsce spadła o 5% w porównaniu z 2011 r.
6) restrykcyjne wymogi, jakie narzuca sobie Unia Europejska (11% światowej emisji), powinny być w swej skali adekwatne do starań największych emitentów świata – Chin (25% światowej emisji), USA, Indii i Rosji, które nie podpisały protokołu z
Kioto.

Fakt znikomej redukcji po 2008 roku wynika z dużego wysiłku finansowego jaki poczyniła polska gospodarka. W związku z czym, kolejna redukcja nie może następować w podobnym tempie jak wcześniej. Nowe porozumienie, które nie zostało przyjęte w Warszawie, a do którego będą dążyć przyszłe kraje-sygnatariusze, będzie prawdopodobnie zakładać redukcję o kolejne 30% w perspektywie do 2030 roku. Wyraz temu dążeniu dał niedawno Parlament Europejski zawieszając aukcje na przyszłe emisje na lata 2013-2015.

Postulaty przechodzenia na OZE (odnawialne źródła energii) przez aktywistów Greenpeace, jakkolwiek słuszne, niepoparte są jednak analizami finansowymi i pozostają w obecnej sytuacji jedynie mrzonką W sytuacji polskiej gospodarki, odejście od energetyki węglowej (obecnie 88%) szacuje się na 140 mld złotych, na co Polska z pewnością nie może sobie pozwolić, bez pomocy ze strony UE. Adam Bielan zwrócił uwagę na ten fakt na posiedzeniu Parlamentu Europejskiego 24 października (wystąpienie można obejrzeć TUTAJ).